Praca nad słabościami, czy nad mocnymi stronami? (Jacek Wiśniowski)

Podcast – Słuchaj na SoundCloud lub iTunes:
https://soundcloud.com/sukcespl/praca-nad-slabosciami

Praca nad słabościami, czy nad mocnymi stronami?

Hej, powiem ci że mam trochę do myślenia i mam nadzieję, że mi pomożesz ten dylemat rozwiązać. Ten dylemat wynika z osoby jaką poznałem tydzień temu. Byłem tydzień temu na pewnym szkoleniu i tam był taki pan który się nazywa Russell Anderson. To jest pan który w tym momencie startuje w zawodach dla strongmenów.


On opowiedział swoją historię życia, powiedział o swoim podejściu do życia, opowiedział o swoich drugich zawodach na jakich był w życiu i to były mistrzostwa świata w martwym ciągu i on zdobył tam drugie miejsce, ale zanim doszedł do tego miejsca opowiadał jak kilka lat wcześniej rozwiódł się. I po tym rozwodzie był totalnie załamany, w totalnej depresji. Żeby swój ból ukoić, zaczął jeść i w pewnym momencie ważył 180 kilogramów, po prostu jeden wielki kłębek tłuszczu. I opowiada jak pewnego dnia o 4 nad ranem, znaczy generalnie jego aktywność życiowa była w nocy, bo unikał ludzi, bo jak się spotykał z ludźmi to go wszyscy pytali jak się czuje po rozwodzie, jak sobie radzi i tak dalej, a nie chciał tego.

Gdzieś o 4 rano, idzie gdzieś przez miasto i zobaczył swojego kolegę z college’u i wiedział, że ten kolega niedawno zdobył 3 miejsce w mistrzostwach świata i był pełen podziwu jak on był w stanie to zrobić. Ale ponieważ on mówił tak bardzo szybko po angielsku to nie pamiętam czy to mistrzostwo to było też w tym martwym ciągu, czy to były zawody strongmenów, nie ma znaczenia był 3 na świecie. I ten Russell pełen podziwu dla niego, że on coś takiego robi, coś takiego osiągnął, walczył z ludźmi z całego globu i był 3.

I przechodził obok niego i myślał, że go nie pozna, ale ten kolega go poznał po oczach. I pyta się Russell to ty? I pierwsze co go się zapytał jak tam po rozwodzie się czuje. W każdym razie ten Russell mówi jaki jest pełen podziwu dla niego i czy ma przy sobie ten medal, czy może mu pokazać ten medal. On mówi, że medal ma na siłowni u siebie, jak chce to niech przyjdzie jutro to mu pokaże.

Porozmawiali tam chwilkę. Ten Russell rzeczywiście tam przyszedł drugiego dnia na tą siłownię i wziął ten medal do rąk, poczuł jego wagę. Wiedział ile za tym musiało iść wysiłku, bo on zmagał się z setkami ludzi z całego świata, żeby po prostu coś takiego zdobyć. I tak popatrzył na siebie i pyta się tego kolegi, słuchaj dałbyś radę mnie trenować, dałbyś radę tak żebym wrócił do normalnego wyglądu.

Ten kolega tak popatrzył na niego, wiesz co, no to będzie dużo od ciebie zależeć, ale przyjdź jutro o 5 rano zaczynamy i zobaczymy co da się zrobić. I faktycznie drugiego dnia przyszedł o 5 rano i mówi, że zaczął robić przysiady, założył sobie sztangę, zrobił 2 przysiady. Już był ledwo żywy, cały spocony i tylko zastanawiał się czy ktoś go obserwuje czy nie. I zobaczył, że w lustrze wszyscy ludzie co byli na siłowni tylko na niego patrzyli. I pyta się tego kolegi czego oni się tak na mnie gapią.

A on mówi wiesz co, następnym razem załóż przynajmniej kilka funtów ciężaru, żebyś nie ćwiczył na pusto. I faktycznie zaczął codziennie chodzić na tą siłownię, zaczął tracić niesamowicie na wadze i co tydzień dokładał 5 funtów, 10 funtów, 15, 20. Co tydzień był lepszy. I w pewnym momencie już zaczął podnosić takie ciężary, że ten jego kolega mówi, słuchaj zapisałem cię na zawody. Pojedziesz na zawody stanowe, ale mówi słuchaj zapomnij ja tutaj tylko trenuję dla siebie, nie będę na żadne zawody, po co mi to.

Pojedziesz na zawody, poczujesz jak to jest, poczujesz nutkę rywalizacji, dobrze ci to zrobi. Pojechał na te zawody, wygrał. Potem jak to wygrał ludzie z branży zwrócili na niego uwagę i wygrał to z taką przewagą, że zaprosili go na mistrzostwa świata, mistrzostwa świata w martwym ciągu. Pojechał tam jako facet znikąd, nagle wyskoczył, jak filip z konopi, on tam długo opowiadał, powiem ci w skrócie, zdobył 2 miejsce.

Drugie miejsce na mistrzostwach świata, dało mu to mocno do myślenia. On tam wiele innych rzeczy opowiadał, ale z jego opowieści, z czego ja mam dylemat. Ja mam dylemat taki, on ma takie podejście, rób wszystko, aby co tydzień być lepszym. Nie codziennie, nie co godzinę, co tydzień, tak się nastawia, aby co tydzień być lepszym. Co zrobić, żeby co tydzień być lepszym? Jego nastawienie, ale do tego, on ma jeszcze jedno nastawienie, bo patrzy na swoje ciało, patrzy na swoje ułomności, psychiczne też, wyszukuje to w czym jest słaby i pracuje nad tym, żeby jego słabość stała się jego siłą. I tam mówi, że jak tam miał słabe łydki, to pracował długo tak, żeby te łydki były najlepsze na świecie, jak gdzieś tam miał chwyt słaby, pracował tak długo aż jego chwyt był najlepszy na świecie.

On mówi, że jego korzenie są z Danii. Jego rodzice byli z Danii, ale on nie znał w ogóle duńskiego i stwierdził, że to jest też jego walka z sobą z pokonaniem swoich słabości i po prostu nauczył się duńskiego, który jest trudnym językiem. Mówi, że tak samo zrobił z kilkoma innymi językami, po prostu nauczył się kilku języków, na takiej zasadzie, że w szkole mu mówili, że jest beznadziejny w nauce, w ogóle nie ma zdolności językowych. I on sobie takie wyszukiwał słabości, po to żeby sobie i innym udowodnić, że jednak jest rewelacyjny.

To jest jego podejście i mam z tym dylemat. Dylemat mam dlatego, że ja mam troszkę inne podejście, ja mam całkiem inne podejście. Podejrzewam, że zaszczepił mi to Timothy Ferriss, który z resztą niedaleko z tego miejsca mieszka, tutaj w San Francisco. On napisał wiele lat temu, już prawie 10 lat temu książkę „4-godzinny tydzień pracy”, jak nie czytałeś to przeczytaj. I w tej książce mówi o tym, żeby delegować, że on kiedyś wszystko robił sam, absolutnie wszystko i on się po prostu wykończył psychicznie i fizycznie i zmienił swoje podejście i Ferriss zaczął w pewnym momencie wszystkie rzeczy, których nie lubił, te w których uważał, że jest słaby, zaczął po prostu dawać innym, żeby inni po prostu robili to za niego.

I jak kiedyś czytałem biografię Henriego Forda tam było dokładnie tak samo to opisane. Ford znał się tylko na określonych rzeczach a całą resztę, to czego nie znał, czego nie lubił robić, dawał ludziom, zatrudniał ludzi którzy robili to za niego. I teraz pojawia się Russell Anderson, który mówi mi żeby pracować nad moimi słabościami. Powiem ci, że mam dylemat.

Mam dylemat o tyle, że do tej pory doskonale mi się sprawdziło to co mam od Forda, to co mam od Ferrissa, czyli żeby moje słabe rzeczy zostawić, a skupić się na tym w czym jestem dobry, aby być w tym jeszcze lepszym i takie miałem do tej pory podejście. Ale mam osobę, która też osiągnęła sukces skupiając się na swoich słabościach. Mam teraz dla ciebie pytanie, bo sam nie wiem do końca co mam o tym myśleć. Tylko mam pytanie do osób, które są już poziom wyżej, bo są osoby, które może siedzą przed telewizorem, może siedzą na kanapie i zastanawiają się czy zacząć działać, są takie które tylko klepią coś tam w telefon, a są takie, które już działają, już coś osiągnęły. Więc do tych osób pytanie.

Jak ty uważasz, która metoda jest lepsza, czy tak żeby skupiać się na swoich słabościach i przekuć je na twoją siłę, czy stosować drugą metodę, czyli skupiać się tylko na mocnych rzeczach i je rozwijać, a słabe rzeczy delegować? Prośba do ciebie, żebyś napisał w komentarzu co ty o tym myślisz. Ja myślę, że jakoś postaram się połączyć te dwie rzeczy, bo jest parę rzeczy które faktycznie mógłbym poprawić, na przykład język portugalski, którego mógłbym się nauczyć, który do tej pory wydawało mi się, że nie jest mi do niczego potrzebny, ale z drugiej strony sobie myślę, fajnie byłoby pojechać do Brazylii i rozmawiać po portugalsku.

Jeszcze na koniec jedna rzecz, oglądałem niedawno film z Sylwestrem Stallone, Creed i była tam historia gdzie Stallone gra Rockiego Balboę i uczy młodego Creeda na boksera. Ale jest taka fajna scena, która mi się bardzo spodobała. Jest scena kiedy są w sali gimnastycznej i Stallone mówi do tego Creeda popatrz do lustra, kogo tam widzisz? No siebie widzę.

Ta osoba w lustrze to jest twój największy wróg jak nauczysz się zwyciężać z tą osobą, wygrasz z każdym. I tą myślą, myślę że rozstrzygnę w sumie ten dylemat, którą opcję wybrać, przemyśl to, czekam na komentarze. Dziękuję bardzo, do usłyszenia następnym razem. Hej.  

Jacek Wiśniowski

 

{ 6 comments… add one }

  • Łukasz 27 lutego, 2016 4:02 pm

    Wydaje mi się, że opcja druga: skupianie się na swoich mocnych stronach i rozwijanie się w tym kierunku oraz zlecanie innym rzeczy, w których jestśmy słabsi,
    to opcja bardziej wygodna i łatwiejsza. To, co przychodzi nam łatwiej, jest z reguły tym, co lubimy robić, co czyni nas szczęśliwymi. Także tutaj jest o tyle prościej,
    że do niczego nie musimy się zmuszać. Natomiast rozwijanie się w dziedzinach, które są naszą słabą stroną wymaga wg mnie sporego wysiłku i ciężkiej pracy.
    Którą opcję wybrać? Hmm.. myślę, że praca nad słabościami wzmacnia charakter i pozwala bardziej docenić osiągniete efekty. Kształtuje silną psychikę. Może nawet niektórym
    osobom, a może nawet wszystkim, daje szansę odkryć coś, co mogą w konću robić aby odczuwać szczęście i zadowolenie z życia.
    Ja mam przykład z własnego doświadczenia. Może i banalny, ale efekt jest zauważalny i godny uwagi: zawsze byłem bardzo szczupły, chudy wręcz niedożywiony,
    a do tego wysoki (teraz ok 186 cm). Gdy byłem nastolatkiem, miałem z tego powodu kompleks, zwłaszcza na tle moich kolegów, którzy to wyglądli lepiej ode mnie.
    Pewnego razu, gdy mialem jakieś 14 lat, niektórzy z moich najbliższych kolegów zebrali sie w paczkę i zaczęli chodzić na siłownię. Mi też proponowali, ale odmówiłem.
    Pomyslałem sobie: no tak, ja jestem najchudszy z nich, a teraz oni dodatkowo chodzą na siłkę. Teraz to już wogóle ich nie dogonię i ta różnica bedzie się tyko powiększać,
    także nie ma wogóle sensu nawet zaczynać.
    To było myślenie osoby leniwej i niedojrzałej. Ale teraz jest zupełnie inaczej. Teraz, może nie jestem drugim Owcą z WK czy Pudzianem, ale teraz to oni się mnie pytają
    jak ćwiczyć, jak schudnąć (gdyż udało mi się schudnąć 21 kg w 3 miesiące w celu zrzucenia brzucha i zrobienia sobie kratki poprzez dietę i bieganie). Dla mnie zmuszenie się do biegania było
    kiedyś czymś niewykonalnym. Ale pewnego dnia po prostu zacząłem to robić. Nie myśląc, czy coś z tego wyjdzie, albo kiedy będą efekty.
    Bolało strasznie: nogi, płuca, brzuch..
    Zdarzała się krew z nosa i ciemność przed oczami. Osłabienie i raz nawet grypa, choć na zewnątrz nie było wcale tak zimno. Ale po 2-3 tygodniach ból zniknął.
    A po miesiącu zaczłąem nawet dokładać sobie po kilometrze. Po 3 miesiącach biegania przebieglem pierwszy raz 10 km. Odtąd bieganie bylo dla mnie czymś codziennym
    i mój organizm tak sie do tego przyzwyczaił, że codziennie tylko czekałem aż wrócę z pracy i pójdę sobie pobiegać, bo mnie już energia roznosiła. Moja słabość stała
    się moją mocną stroną i teraz jest dla mnie rzeczą banalnie prostą, a co więcej-dającą mi sporo frajdy i dobrego samopoczucia.
    Reasumując:
    Czynności, które były naszą piętą achillesową stają się naszym atutem i wykonując je, i odczywając z tego powodu satysfakcję, stajemy się takimi osobami,
    które wybierają opcję pierwszą-osobami robiącymi to, co przychodzi im łatwo i daje szczęście.

    Reply edit
  • Maria martinez 27 lutego, 2016 5:15 pm

    Witam Cie Jacku,ciesze sie ogromnie,ze Cie spotkalam gdyz twoja wiedza jest mi wielka pomoca.

    Po pierwszym przeczytaniu artykulu moja mysl byla abym pracowala nad moimi slabosciami a mam ich nie malo jednak teraz po powtornym czytaniu mysle moze uchwycic sie tych mocniejszych ktore momentami pokazuja mi dobre nadzieje chociaz krotkie.

    Bede probowac obie strony.

    Pozdrawiam I dziekuje ze tu jestes?

    .

    Reply edit
  • Marta 17 grudnia, 2016 1:16 pm

    Dzień dobry, 

    słucham Pana od może tygodnia, teraz dopiero trafiłam na ten blog i odsluchuje czego jeszcze nie słyszałam, stąd mój komentarz tutaj akurat, czyli pod nagraniem sprzed miesięcy.

    Odpowiadajac natomiast na Pana pytanie, myślę sobie, że Pan już na nie odpowiedział :), myślę że jest kilka kwestii do rozważenia. Mianowicie nie zawsze i nie wszystko można delegować, np w treningu sportowym :), to oczywiste, ale też np w dbaniu o relacje z ludźmi, a pewnie można wymienić jeszcze wiele więcej kwestii związanych z rozwojem. 

    Kolejny aspekt to myślę, że nie wszystko jest bezpiecznie delegować, zwłaszcza kiedy nie zamierzamy tego kontrolować, bo nas to nie interesuje i się na tym nie znamy. Raczej należy się interesować wynikami owej delegacji i należy mieć choćby ogólne pojęcie, innymi słowy trzymać rękę na pulsie. 

    Można I należy oczywiście korzystać z tłumaczy a zwłaszcza przy umowach biznesowych, nie mniej nie wyobrażam sobie prowadzenia dziś biznesu bez języka angielskiego przynajmniej na poziomie komunikatywnym. Jest to ogromne ograniczenie i w przypadku "nie lubię, nie chce mi się"  niezwykła arogancja. 

    Jest też kwestia delegowania, bo ktoś zrobi to lepiej, sprawniej, nie musimy do obłędu przecież szlifowac wszystkiego, zwłaszcza że inni mogą mieć do tego większy talent i upodobanie, dajmy więc ludziom zarobić :). 

     I na koniec, ten w lustrze może być moim największym wrogiem ale czy muszę z nim walczyć.. Jestem kobietą i być może dlatego wolę go sobie zjednać, by energię tej walki, której nie będzie wykorzystać na budowanie wspólnej strategii, by koniec końców być z sobą w dobrej relacji :).

    Pozdrawiam serdecznie 

    Marta 

    ps

    inne filmy, które mogłyby się spodobać a propos motywacji to np:

    "Za wszelką cenę"

    " Niepokonany Seabiscuit"

    czy "Erin Brockovich" 

     

     

    Reply edit
  • roma 21 grudnia, 2016 9:45 am

    witaj, JAcku, 

    włsnie z zainteresowaniem, nawet z przyjemnościa wysluchałam tojej wypowiedzi. W mojej drodze życiowej miałam tendencje do skupiania siena moich słabościach. Uparcie, od wielu lat robię to, czego nie umiem i nie lubię w zyciu prywatnym. Pracuje jednak w tym obszarze, ktory lubię. Jeżeli chodzi o słabe strony- poprawiło sięna tyle, że teraz wypoczywam przez robienei właśnie tego, co mi średnio idzei, i idzei mi coraz lepiej, NAtomiat co do odpowiedzi na twoje pytanie- sądzę, ze rozwój idzie dobrze i daje wymierne efekty, gdy jest inspirowany intuicją. Jest taki głos w środku, który powie, na czy msieskupić, i nad czym pracowac. w prypadku dzisiejszego twojego bohatera- jestem przekonana, że jego głos mu podpowiadał kierunek. I jego wybory są wujatkowo skuteczne, ponieważ nie zwracałuwagi na poglady ani na opinie, stereotypy, Dążył w tym kierunku, który wybrał Chociaz pozornie to byy jego słabe punkty. MOżeliwe też, że jego osobowosć potrzebuje łasnie większych wyzwań, żeby mieć motywacje, NIe stawiam na jedno rozwiazanie dla kazdego, pewnie niektózych motywuje rozwijanie słabości i annych atutów. 

    Pozdrawiam 

    Roma. 

    Reply edit
  • roma 21 grudnia, 2016 9:50 am

    Witaj znowu,

    jak mozna łatwo zuwazyć moja słabocia jest zbyt szybkei pisanie oraz nie korygowanie błedów I na tym zamierzam sie skupic w tym tygodniu. Czyl iteraz nad słaboscią. Motyw – jest to konieczne do skutecznego komunikowaniea sie na piśmie. Konieczne do osiagania wiekszych sukcesów. 

    Pozdrawiam 

    Reply edit
  • Konrad 14 stycznia, 2018 11:02 pm

    Myśle, że czesto aby wykożstac swoje mocne strony potrzebujemy przepracować swoje słabosci.Podam przyklad osoba ktora świetnie śpiewa musi przełamać swoja słabość jaką jest występ, strach przed wystempem publicznym aby jakość wykonania na, którą sklada sie takrze kontakt z publiką i sztuka interpretacji.

    Jeżeli tego nie zrobi bedzie tylko cieniem tego co potrafi na próbie

    Reply edit

Leave a Comment